ParszywyKeynesista ParszywyKeynesista
2886
BLOG

Hipokryzja szkoły Friedmana i Misesa

ParszywyKeynesista ParszywyKeynesista Gospodarka Obserwuj notkę 1

 

Kapitalizm to nie „samotne jednostki wymieniające orzeszki i jagody na skraju lasu”

W 1819 roku w brytyjskiej Izbie Lordów miała miejsce dyskusja nad ustawą mającą ograniczyć pracę dzieci w uznanych za szczególnie niebezpiecznych dla zdrowia fabrykach bawełny. Ustawa ta, niezbyt restrykcyjna, zakazywała zatrudniania dzieci do 9 roku życia, zaś dla dzieci w wieku od 10 do 16 lat skrócono dozwolony czas pracy do 12 godzin dziennie. Przeciwnicy regulacji argumentowali w sposób dobrze nam znany, że ograniczy ona zasady świętości i dobrowolności umów, kluczowych dla gospodarki rynkowej. Mimo to, ustawa, której pomysłodawcą był znany przedsiębiorca i socjalista utopijny Robert Owen, została przyjęta.

„Wolny rynek” nie jest tworem naturalnym, wiecznym i niezmiennym. Warunki działania na nim, stosunki pracy i obrotu towarami zawsze podlegają politycznym negocjacjom. Działalność gospodarcza wymaga stabilności politycznej i prawnej, musi odbywać się w odpowiednim otoczeniu instytucjonalnym. Neoklasyczna teoria ekonomiczna, będąca intelektualną podwaliną neoliberalizmu i polskiej transformacji, o tym zapomina. Krytykując neoklasyków, laureat Nagrody Nobla z ekonomii z 1991 roku Ronald Coase stwierdził, że ich teoria nadaje się jedynie do analizy „samotnych jednostek wymieniających orzeszki i jagody na skraju lasu”.

Ekonomiści neoklasyczni tacy jak Friedman czy von Hayek zakładali, że na rynku istnieje sytuacja idealnej równowagi czyli wiele małych, konkurujących ze sobą firm, a żadna z nich nie może samodzielnie decydować o poziomie cen. Tak bywało u zarania gospodarki rynkowej w XVIII wiecznej Anglii Adama Smitha. Dziś na globalnym rynku dominują hierarchiczne molochy.

Mc Donald’s i Wal-Mart zatrudniają odpowiednio 1,9 i 2,1 miliona pracowników, a Airbus i Boeing kontrolują wspólnie 90% globalnego rynku samolotów pasażerskich. Podobne, wielkie korporacje mogą dyktować zarówno ceny swych produktów, jak i te żądane od swoich dostawców oraz w sposób korzystny dla siebie kreować technologie, tak by uniemożliwić wejście na rynek potencjalnym konkurentom.

 

 

Sukcesy Thatcher, wolnorynkowy Singapur, czyli neoliberalne mity

W polskiej debacie publicznej obecnych jest wiele mitów, wynikających z wybiórczej prezentacji przez fundamentalistów rynkowych ogólnie znanych w świecie naukowym faktów i statystyk. Wzorem męża stanu jest Margaret Thatcher. Tymczasem, jej polityka polegająca na zwalczaniu inflacji nawet kosztem bezrobocia i cięciu podatków dla bogatych (co miało ich zachęcić do inwestowania) poniosła spektakularne fiasko. Wysokie stopy procentowe, podniesione przez Thatcher celem zahamowania inflacji uczyniły brytyjski przemysł niekonkurencyjnym. Bezrobocie wzrosło za pierwszej kadencji Żelaznej Damy (w latach 1979-83) z 1 do 3,3 miliona osób. Ironią jest, że doszła ona do władzy krytykując rządy labourzystów właśnie za wysokie bezrobocie, startując pod hasłem (stworzonym przez agencję reklamową Satchi & Satchi) „Labour isn’t working”.

Niższe podatki dochodowe dla bogatych nie przełożyły się na ożywienie prywatnych inwestycji i wzrost gospodarczy. Spadek dochodów budżetowych wynikający z niższych wpływów z podatków bezpośrednich thatcherystowska Partia Konserwatywna zrekompensowała podnosząc VAT. Stawka podatku od towarów i usługi dotykającego bardziej biednych niż bogatych wzrosła z 8% do 15%.

Przykładem sukcesu rzekomo w pełni wolnorynkowej polityki gospodarczej jest autorytarny Singapur, chwalony przez Wall Street Journal za przyjazną postawę wobec inwestorów. Jednakże, niemalże wszystkie grunty są tam własnością państwa, które buduje ponad 85% nowych mieszkań. 22% singapurskiego PKB jest produkowane przez przedsiębiorstwa państwowe, przy średniej światowej 10%. Swój sukces gospodarczy zawdzięcza ponadto Singapur unikatowemu położeniu na transpacyficznych szlakach handlowych. Przy swoich niewielkich wymiarach Singapur reeksportuje wiele towarów, czyli kupuje je jedynie w celach dalszej odsprzedaży.

            Nieprawdą jest, że wysoki poziom regulacji państwowych hamuje szybki wzrost gospodarczy. W latach 1820-1870 w erze dzikiego „kapitalizmu manchesterskiego”, dochód per capita w państwach Zachodniej Europy rósł w tempie 1% rocznie. W latach 1870-1913 przyśpieszył do 1,3%. W okresie międzywojnia osiągał 2% i więcej, by w epoce keynesizmu, pomiędzy 1950 a 1973 rokiem osiągnąć 4,1%. Co więcej, uznane dzisiaj za typowe państwa opiekuńcze RFN i Japonia cieszyły się w tym ostatnim okresie wzrostem odpowiednio 5% i 8%, podczas gdy USA wykazywało jedynie 2,5% wzrost.  

There are lies, damn lies and statistics

„Istnieją kłamstwa, przeklęte kłamstwa i statystyki” - powiedział XIX wieczny brytyjski premier Disraeli. Zwykle przyjmujemy, że liczby podawane przez ekonomistów są obiektywne, nie dostrzegamy, że za metodologią pomiaru pewnych zjawisk stoją dyskusyjne założenia, a wiele opinii ekspertów to stereotypy.

            Oto przykłady.

W latach 2000-2010 PKB USA rósł w tempie 1,6% rocznie, a PKB Niemiec w tempie 1%. Jednak w tym samym okresie liczba ludności wzrastała co roku o 0,5% w Stanach, a w Bundesrepublice spadała o 0,1%. W kategoriach rocznego wzrostu dochodu na głowę mieszkańca kraj Merkel wyprzedził kraj Obamy osiągając 1,1% podczas gdy USA zaledwie 0,7%.

Za europejskich leniuchów doby dzisiejszego kryzysu gospodarczego uchodzą Grecy, za pracusiów Holendrzy. Ci pierwsi pracują jednak ponad 42 godzin tygodniowo, ci drudzy poniżej 30. Holendrzy jednak kojarzą się z ciężko pracującymi, skrzętnymi Purytanami. Między 1870 a 1920 roku mieszkańcy Holandii rzeczywiście pracowali najdłużej w Europie. Dziś godziny pracy są tam najkrótsze w całym świecie rozwiniętym. Bieda nie jest wynikiem lenistwa, wynika z niskiej produktywności, na którą ma wpływ prawo, położenie geograficzne i poziom edukacji oraz rozwój technologiczny danego kraju, czyli czynniki nad którymi pracująca jednostka ma nikłą kontrolę.

Twierdzi się często jakoby Polska była państwem opiekuńczym. Tymczasem jak sygnalizuje dziennikarz ekonomiczny Rafał Woś: „Według Eurostatu na tzw. państwo dobrobytu wydajemy w Polsce 18,9% PKB, Francja, Niemcy czy kraje skandynawskie przeznaczają na to około1/3 dochodu narodowego (…). Biją nas na głowę nawet takie ikony anglosaskiego gospodarczego liberalizmu jak Wielka Brytania (28% PKB) i Irlandia 29% PKB. Od Polski mniej chętni na inwestowanie w instytucje opiekuńcze, są tylko Rumuni, Bułgarzy i państwa bałtyckie (choć Litwa już nie) i Słowacy”.

Przytoczmy jeszcze kilka danych z przemilczanej w mediach, wydanej niedawno książki Wosia „Dziecięca choroba liberalizmu”.

Na świadczenia rodzinne wydaje Polska 0,8% PKB, przy średniej unijnej 2,3%. Na opiekę zdrowotną  wydajemy 4,8% PKB, przy unijnej średniej 8,4%, mniej łożą na ten cel jedynie Rumuni i Bułgarzy. Opieką przedszkolną objętych jest u nas 60% dzieci, średnia dla UE wynosi 90%.

Dołóżmy do tego niskie nakłady na politykę rynku pracy i mieszkaniową.

Jakie są tego skutki?

Słaba mobilność zawodowa pracowników, niski przyrost naturalny, zniechęcenie do państwa opiekuńczego zamożnej klasy średniej, która i tak „sobie poradzi” wynajmując prywatne opiekunki do dziecka, czy fundując sobie prywatne ubezpieczenia zdrowotne. Utożsamienie państwa opiekuńczego jedynie z niskimi i wybiórczymi zasiłkami dla bezrobotnych.

Program Roosevelta

Społeczeństwo rozwarstwione, będące efektem działania fundamentalistów rynkowych jest społeczeństwem pogardy dla wolności demokratycznych.

Wiedział o tym, czterokrotnie wybrany na urząd prezydenta USA, Franklin Delano Roosevelt, przywódca, który wyprowadził swój kraj z Wielkiego Kryzysu, tworząc zalążek amerykańskiego systemu opieki społecznej. To za jego kadencji, w latach 1933-45 wprowadzono ubezpieczenie od bezrobocia oraz powszechne finansowane z bieżących podatków emerytury. To za jego kadencji ustanowiono minimalne ceny produktów rolnych i uruchomiono wielkie, finansowane z budżetu, programy infrastrukturalne, zapoczątkowano kulturalną politykę państwa dającego zatrudnienie bezrobotnym artystom.

Legendarny FDR w 1941 roku, w słynnej  „Four Freedoms Speech”, nakreślił wizję socjalnego, lewicowego liberalizmu, który w Europie kojarzylibyśmy z socjaldemokracją. Cztery wolności jakie jego zdaniem ów liberalizm musi zapewnić by zabezpieczyć istnienie demokracji to: wolność słowa, wyznania, wolność od strachu i wojny. Roosevelt podkreślił też konieczność skończenia ze społeczeństwem przywilejów dla nielicznych. W tym celu chciał zapewnienia każdemu zdolnemu do podjęcia pracy zatrudnienia, wprowadzenia powszechnej opieki medycznej, a także zabezpieczenia równości szans młodzieży.

 

Musimy pamiętać o ludzkiej, społecznej stronie gospodarki, inaczej czeka nas powrót XIX wiecznych standardów moralnych, do społeczeństwa, gdzie jak ironizował wielki powieściopisarz Flaubert, każdy, zarówno biedny jak i bogaty, ma prawo spać pod mostem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka